Motor po dwóch zwycięstwach z rzędu tym razem musiał zadowolić się domowym remisem z GKS Katowice (1:1). Jak niedzielne spotkanie oceniają trenerzy obu ekip?
Rafał Górak (GKS Katowice)
– Najnormalniej w świecie już po pierwszej połowie mogło być po meczu. Piłka ma to do siebie, że przychodzi druga połowa. Ona już była troszeczkę inna. Motor próbował zmienić trochę swoje oblicze i to mu się częściowo udało. Doprowadził do wyrównania po stałym fragmencie. My jednak mieliśmy rzut karny. Jeżeli byśmy go wykorzystali, to uważam, że spotkanie byśmy wygrali. Bardzo żałujemy niewykorzystanych sytuacji, ale jesteśmy niezmiernie zadowoleni z postawy zawodników. Z tego, jak wyglądał mecz i cała otoczka: przepiękny stadion, kibice jednej oraz drugiej drużyny. To był spektakl i byłem dumny, że mogłem brać w nim udział. Wszystkim za to dziękuję. Nie mam pretensji o karnego. Wziąć na siebie odpowiedzialność to jedno, a nie wykorzystać sytuacji to drugie. Przykro, bo zawsze jak się nie strzela karnego, to jest przykro. Trzeba jednak wspierać zawodnika i tak zrobimy.
Goncalo Feio (Motor Lublin)
– Jeden mecz, ale dwie różne połowy. Pierwszy raz od kiedy jestem trenerem uważam, że w przerwie mogło być po meczu. Gdyby nie nasz bramkarz, to „Gieksa” mogła mieć wyższe prowadzenie i na to zasłużyła swoją grą. To było spowodowane naszymi błędami w: pressingu, wypchnięciem z własnej połowy, braku zamknięcia środka, braku agresji w pierwszej linii pressingu, no i generalnie w piłce, jak wyjdziesz i patrzysz co się wydarzy, to zazwyczaj wydarzy się najgorsze. Ja jestem odpowiedzialny, jak drużyna gra i taktycznie i za nastawienie. Biorę za to odpowiedzialność. Rozmawialiśmy jednak w przerwie, a w piłce do ostatniej minuty można o coś walczyć. I tak zrobiliśmy, chociaż niewiele zmieniliśmy taktycznie. Było po prostu lepsze wykonanie. Bramka nas napędziła i mogliśmy wygrać ten mecz. Uważam, że remis jest sprawiedliwy, dzięki temu, że przeciwnik miał pierwszą połowę, a my zdecydowanie drugą.
Nietypowa pozycja Jakuba Lisa i występ Bartosza Wolskiego…
– Są trenerzy którzy płaczą, jak danych ludzi nie mają. Tak się składało, że wypadło mi dwóch zawodników na szóstkę: Marcel Gąsior i Mathieu Scalet. Moją rolą było znaleźć rozwiązanie. I takie znaleźliśmy już w Gdańsku. Jakub Lis jest na tyle inteligentny i ma takie możliwości pokrycia przestrzeni, że czuliśmy, że jest odpowiednim wyborem, tym wyborem mógł być także Marcel Złomańczuk. Bartosz Wolski – to jest piłkarz, który powinien grać w ekstraklasie. Nie gra, bo różnie się układają kariery, a oceny danego piłkarza w Polsce nie są do końca sprawiedliwe. Życzę mu tego, żeby z tą drużyną, albo kiedyś sam, jeżeli się nie uda tutaj, żeby zagrał w ekstraklasie, bo na to zasługuje. Jest piłkarzem, ale z drugiej strony gra w tym zespole zaczyna się od gry bez piłki.
Czerwona kartka…
– Pierwszy raz w życiu dostałem czerwoną kartkę po dwóch żółtych. Nie pokazałem okularów, jak Jędrych drugi raz leżał to pokazałem, że płacze i musi zejść. Uważam, że to bardzo dobry stoper, ale ostatecznie z urazem głowy musiał zejść. Korzystając z okazji życzę mu zdrowia. Pokazałem to jednak do moich zawodników, bo mieliśmy bardzo dobry moment w meczu. Są rzeczy, które grają poza taktyką, to są emocje i trzeba je transportować do moich zawodników. Ja pokazałem do moich zmienników, zobaczcie już płaczą, bo mieliśmy 1:1, dusiliśmy ich i taką strategię pewności siebie przyjąłem. Sędzia powiedział, że pokazałem okulary, a tego nie zrobiłem, proszę sprawdzić zapis wideo. Odwróciłem się i biłem jeszcze brawo mojej drużynie, a nie decyzji sędziego. To jest najlepszy przykład, jak ktoś jest uprzedzony do kogoś, tak to jest wobec mojej osoby. Dostałem czerwoną, ale dalej będę na ławce w następnym meczu, bo na razie mam trzy żółte kartki. Poradzę sobie z tym.